Mamo, jedziemy na stopa !

“If you have the power to make someone happy, do it. The world needs more of that.” Ten weekend pokazał kolejnej osobie, że podróżowanie autostopem wcale nie jest takie straszne. Moja mama odwiedziła mnie w Anglii, na kilka dni, w miejscu w którym mieszkam od ponad 3 miesięcy czyli w Bridlington. Już podczas rozmowy na skype ją ostrzegłam, że wybieramy się na autostopowy trip po pięknych zakątkach Yorkshire, ponieważ jest najszybciej, najtaniej i można spotkać ciekawych ludzi, przez co wspomnień zostanie masę na dłużej. Nie było mowy oczywiście o odmowie, jakiejkolwiek.  Miał to być nasz weekend . I taki był ! Mama oczywiście, na wszelkie szalone pomysły reaguje z optymizmem. Za moim zdziwieniem, nie usłyszałam żadnego sprzeciwu, ani że zwariowałam, ani że ona to za stara na takie zabawy. Po prostu spakowałyśmy plecaki, załadowane z namiot, śpiwory kilka ubrań + jednorazowy grill za funta co by zrobić sobie grilla z kiełbasą przed snem w namiocie w jakimś odlotowym miejscu i poszłyśmy.

Mama okazała się dobrą kompanką, choć po jakimś czasie zaczęła marudzić, że za dużo chodzenia i że już tego dnia z 20 km zrobiłyśmy na nogach. A taka prawda, że trochę trzeba czasem podejść, żeby samochód mógł się zatrzymać, żeby wyjść na dobrą drogę która prowadzi tam gdzie chcemy dotrzeć. Planu jako tako nie było żadnego, ale dotarłyśmy do miejsc które ja zwiedziłam w przeciągu tych 3 miesięcy na raty, bo na rowerze ( w jeden weekend nie dało rady). Najtrudniej dla mojej mamy było pokonywać te „km” idąc przed siebie a potem stać i czekać aż samochód się zatrzyma, choć ta druga czynność nie trwała z reguły zbyt długo, ok. 5-10 minut.

Z taka wesołą mina mama łapała stopa, nic dziwnego, że szybko się zatrzymywały samochody 🙂   I znowu to zdanie „ Moment w którym jesteś w stanie zrezygnować, to przeważnie moment przed pojawieniem się cudujest jak najbardziej prawdziwy. Wchodziłyśmy wtedy na dość stroma górę która się ciągnęła nie wiadomo ile, moja mam już zmęczona, a ja dalej uparcie twierdzę, że tutaj nikt się nie zatrzyma. Wtedy mama już załamana, że trzeba iść jeszcze pod tą górę co się przed nami pojawiła, powiedziała że dalej nie idzie, że może nawet tutaj rozbić namiot ( bardzo cisnęły ją buty, poza tym nie jest przyzwyczajona do takich wędrówek  ). Ja wtedy zaczęłam łapać stopa, nieco podenerwowana jej zachowaniem. I udało się. Stał się cud w postaci dziewczyny w samochodzie. Od tamtej pory nasz los odwrócił się o 360 st. Po krótkiej rozmowie z Sam już wiedziałam ,że noc będziemy spędzać u niej. Choć przez głowę przechodziła mi jeszcze myśl spania gdzieś wśród wrzosowisk, ale pod presją, wrzosowiska te były na terenie Parku Narodowego, a sama Sam nam odradziła takiego pomysłu. Tak więc znalazłyśmy się u niej na farmie, tak jak ona sama to nazwała „in the middle of nowhere”. Sam mieszka tam wraz ze swoim mężem, którego poznałyśmy podczas przewożenia na taczce drewna do kuchni kaflowej, już na ich podwórku  oraz wraz z gromadą zwierząt- kurami, pawiem, końmi, psem i kotami. Co najlepsze Sam mieszka w miejscu w którym byłam pod koniec czerwca, i spałam pod namiotem po wędrówce rowerowej. Pamiętam dokładnie ten dom, gdy obok niego przejeżdżałam a potem nieopodal rozbiłam sobie namiot. Sam zaproponowała nam nocleg w przyczepie kempingowej obok domu, na co moja mama zareagowała „ jasne, że śpimy w przyczepie, jeszcze nigdy nie sapałam w przyczepie kempingowej”. I tak się stało. Jakiś czas później, gdy już wygodnie zasiadłyśmy do przyczepy lunęło z nieba deszczem, a my się jak głupie cieszyłyśmy i nie dowierzałyśmy co się dzieje i gdzie jesteśmy. Co więcej, zostałyśmy obdarowane kawą, mlekiem i świeżymi  jajkami oraz kuchenka gazową, żeby w każdym momencie się obsłużyć. Lało jak z cebra a my miałyśmy w planie zrobić tego małego grilla. Jakimś cudem odnalazłyśmy lukę od deszczu i szybko upiekłyśmy kiełbasy, po czy za parę minut po skończeniu na nowo lunęło. To się nazywa szczęście! Dwie kiełbasy, z rana podarowałyśmy Sam oraz jej mężowi co by spróbowali wyrobu polskiego z grilla. Sam była na tyle miła i kochana, że odwiozła nas do miasteczka nieopodal, żebyśmy łapały stopa dalej.

Pola wrzosowe w Parku narodowym . Rozpościerają się one na hektary. Jeszcze trochę za wcześnie na pełne zakwitnięcie ale i tak jest moc.

Ostateczna chwila zwątpienia mojej mamy ‚ DALEJ NIE IDĘ’

Farma Sam. Wśród zwierząt. Obok nasz kemping

Polish chicken oraz Sam

Kierowałyśmy się już z powrotem do Bridlington. Poznałyśmy panią łapiąc stopa która jechała w naszym kierunku, która zawiozła nas na same klify w Filey , żeby nam je pokazać. Wdałam się z nią w rozmowę, po podróżowaniu i pracowaniu. Opowiedziała mi historie swojego znajomego co zarabiał wyłącznie na podróże, po czym znikał na dłuższy okres w świecie i wracał, żeby poreperować budżet, a nawet nie wracał za długo bo dorabiał sobie w drodze. Powiedziała mi, że muszę korzystać póki jestem młoda, teraz wszystko w moich rękach mogę robić co mi się tylko podoba, być gdzie chcę być i poszerzać swoje horyzonty. Takie słowa od obcej osoby są dla mnie jak miód na ranę.

Na klifach w Filey

Widok z góry na miasteczko portowe Whitby Spełniło się również moje marzenie złapania na stopa klasyka podróżniczego jakim jest Volkswagen Transporter znany bardziej jako „Ogórek”. Mijało nas takich sporo podczas tego tripu, jednak to przy tym moja mama powiedziała „ jeżeli teraz się nie zatrzyma, to już nigdy się nie zatrzyma, to jest Twoja ostatnia szansa” I zatrzymał się ! jest moc w słowach mojej mamy !

Nasz złapany ogórek, prezentuje się wybornie 

Mama w „ogórku”  Po jakimś czasie dotarłyśmy do domu.

Te 2 dni pozostaną mi w głowie na długo a to dlatego, że nigdy nie sądziłam, ze pojadę z moją mamą na stopa gdziekolwiek. Jestem z siebie dumna, bo udało mi się zmienić zdanie mojej mamy na temat autostopu. Przekonać o tym, że ludzie są na prawdę dobrzy z natury tylko wystarczy im zaufać, tak jak oni ufają nam. Moja mama przekroczyła swoją granicę, poszerzyła swoje horyzonty do tego stopnia, że następnym razem chce pojeździć na stopa z kimś po Polsce, bo tu się dogada z kierowcami, a w Polsce też w wielu miejscach nie była. Jak nie miała nic przeciwko mojemu jeżdżeniu na stopa, tak teraz jest o tym jeszcze bardziej przekonana 🙂 W taki sposób, mama zwiedziła ładną część Hrabstwa Yorkshire, co najważniejsze za darmo ale z wyniesioną nauką o ludziach oraz o nowych przekonaniach. A ja dalej cieszę się WOLNOŚCIĄ !

Categories: Wielka Brytania | 1 komentarz

Zobacz wpisy

1 thoughts on “Mamo, jedziemy na stopa !

  1. MaxDemian

    Jestem pod wrażeniem… brawo, wielki szacun dla mamy 🙂

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.