Mittelalterfest

“If you don’t know where you’re going, any road will take you there”

Trafiłam do miejsca w którym jakby czas się zatrzymał. Słusznie Alyn nazwał to miejsce jego własną wyspą na której się relaksuje a czas płynie jakby swoim tempem, wolniej. Choć spędziłam tam tylko tydzień, czułam się jakbym już nie raz odwiedziła to miejsce.

Na sam koniec mojej tułaczki po europie trafiłam w doskonałe miejsce. Alyna znałam tylko z podróży po Gran Canarii, lecz wiedziałam już wtedy, że to nie będzie ostatni raz jak się widzimy. W lutym wraz ze swoją kobietą Suzanne zadzwonili do mnie z zaproszeniem na Mittelalterfest który właśnie odbywać miał się w jego domu 12-13 kwietnia. To był mój jedyny plan na tą podróż, musiałam tam się pojawić i już. Czasowo idealnie się ta” impreza” wpasowała, przed świętami Wielkanocnymi musiałam być już w domu.

Nie chciałam tam być tylko gościem. Chciałam pomóc we wszystkim co tam było przygotowywane. Być jakby częścią tego wydarzenia, czuć się potrzebna a nie biernie się przyglądać. Między innymi dlatego, że czułam silna potrzebę odwdzięczenia się za pomoc udzieloną na Gran Canarii i była to taka jedyna dobra okazja. Od momentu jak tam tylko przyjechałam już miałam pełne ręce roboty. Rozwoziłam reklamy po sąsiadujących miasteczkach, promujące właśnie Mittelalterfest i zachęcających ludzi do odwiedzenia Wasserburg Geretzhoven. Budowałam i ulepszałam scenę na której odbywać się miały wszystkie występy zaproszonych przez Alyna zespołów- tanecznych, muzycznych, talent show. Kosiłam trawę małym traktorkiem, przy czym spełniłam swoje marzenie, nigdy takim czymś nie jeździłam a bardzo chciałam. Skosiłam więc z 2 ha pola za jednym zamachem. W wolnych chwilach karmiłam zwierzęta, które ku mojemu zaskoczeniu, hasały sobie swobodnie po podwórku nikomu nie zawadzając. Zwierzyniec składał się z kaczek jednego psa z pawi które nieraz donośnie krzyczały,  kota oraz kóz. Wszystko to pasowało do tego miejsca, było jednocześnie dziko , przez zwierzęta tam przebywające ale i domowo przez ludzi zamieszkujących  to miejsce. Stworzyła się tam bardzo rodzinna atmosfera i podejrzewam, że jest tam tak zawsze.

Mittelalterfest jest to wydarzenie które gości pod domem Alyna już od 11 lat. Sam on jest jego założycielem, ale również jest jedną z atrakcji tego wydarzenia. Sama do końca nie wiedziałam na czym ono polega, ale gdy w końcu wszystko zostało przygotowane i przyjechali ludzie, masa ludzi, nabrało to kolorów. Każdy kto tam przyjechał mógł wcielić się w postać o jakiej tylko zamarzył, wszystko w stylu wioski z XVII wieku. Kobiety dzieci mężczyźni, wszyscy całkowicie ponieśli się temu wydarzeniu. Wokół domu wyrastały stragany z różnego rodzaju biżuterią, jedzeniem, ubraniami oczywiście zachowując wątek XVII wieku. Niektóre postacie były fascynujące, aż nie mogłam wyjść z podziwu ile pracy musieli włożyć żeby tak wyglądać. Magii dodawała muzyka tworzona przez dwie panie ze straganu. Jedna z nich grała na mandolinie a druga na gitarze przy tym śpiewając z niewiarygodnym uśmiechem. Wpatrywałam się w tą scenę z rozmarzonymi oczami.

Dla mnie to była kupa zabawy. Nie tylko Oglądanie występów ale sam fakt przygotowań do wydarzenia tez był dla mnie zabawą. Wszystko było takie jak ze snu. U obcych ludzi ale już trochę jak u rodziny, dziwne to. Nie chciałam wracać. Było mi tam dobrze.

Zbiegiem okoliczności było też to, że „prawa ręka” Alyna która z nim pracuje i zajmuje się papierkowymi sprawami oraz jej mąż pochodzą z polski do tego mieszkali na Warmii i Mazurach. Razem sobie siedzieliśmy oni próbowali mówić po polsku, bo trochę jeszcze pamiętali. Ale gdy ja zaczynałam po niemiecku stanowczo mówili ” nie! mów po polsku, chcę sobie przypomnieć nasz język”

 

 

Wieczorami siedzieliśmy przy ognisku rozmawialiśmy, a od czasu do czasu przygrywali nam chłopcy z zespołu który występował na festynie. Grali muzykę celtycką na dudach szkockich, gitarze , bębnach afrykańskich oraz na flecie. Razem tworzyło to przyjemne dźwięki.

Miałam nawet swój debiut na scenie. Dosłownie ziałam ogniem !

To co ja zrobiłam na tej scenie to tylko kropla w morzu talentu jaki posiada Alyn wraz ze swoim przyjacielem, którzy mieli swój występ na scenie, trochę dłuższy występ.

 

Syn Alyna , Christoph to wykapany tatuś. Nie dość, że podobny z wyglądu ,to z podobną ilością energii a może nawet i większą od Alyna. Od razu nawiązałam z nim dobry kontakt, razem trenowaliśmy jazdę na twin skate ( on oczywiście wymiatał) oraz na innych deskorolkach. Nauczyłam się podczas tamtego pobytu podrzucać Devil sticks ( to do tańca z ogniem) . Alyn przekonał mnie żebym została jeszcze na 3 dni dłużej niż planowałam. Zgodziłam się i wcale tego nie żałuję. W tym czasie pojechaliśmy do Kolonii potrenować na rynku przed katedrą jazdę na deskorolkach, byłam tam ja oraz cała najbliższa rodzina Alyna.

Podczas tego pobytu dowiedziałam się dużo więcej o Alynie i o jego przeszłości. Byłam w szoku gdy dowiedziałam się, że pochodzi on z domu domu dziecka. To niesamowite, bo jest naprawdę fantastycznym człowiekiem pełnym radości i empatii. W sumie przez całe życie podróżował, jeżdżąc z miasta do miasta dając show na ulicach, ludzie już w tego go kochali za to co robił. A teraz ma własny dom w którym robi dokładnie to samo co robił podróżując, wykorzystał swój talent i zaczął na nim zarabiać tak naprawdę nie pracując, bo to przecież dla niego masa zabawy i jego hobby. To się nazywa życie.

 

Po 9 dniach pobytu u Alyna mogą śmiało stwierdzić – nic nie zdarza się przypadkiem. Być może kiedyś znowu ich odwiedzę, bo zaproszenia z ich strony już były do mnie skierowane. Pytanie tylko gdzie ja będę- za rok, pół roku? Skoro nic nie planuję mogę być wszędzie, wszędzie może mnie ponieść.

 

 

Categories: Eurotrip 2014 | Dodaj komentarz

Zobacz wpisy

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.